Na granicy bardzo miły pan przepuścił nas na terytorium Litwy. Po litewskiej stronie ustawiliśmy się w kolejkę do łapania stopa, bo już kilka par tam było. Dosyć długo machalismy przejeżdżającym autom, w większości tirom, jednak bezskutecznie. Byliśmy już glodni i zmęczeni, więc atmosfera siadła. W końcu jednak się udało! Litewski kierowca wziął nas ze sobą. Dojechalismy z nim może nie daleko, ale jednak kawalek, bo do Kowna.